Stawowczyk startem w austriackim Werfenwengu w miniony weekend 13-14 stycznia, rozpoczął swój zimowy sezon. Jak sam podkreśla, jego team cały rok czeka na zimę z nieskrywaną ekscytacją, nie znaczy to jednak, że sportowcy zasypywali gruszki w popiele. Wręcz przeciwnie, sportowe życie zespołu rozpoczęło się już kilka miesięcy temu.
- Długo trenowaliśmy w jesiennych okolicznościach - na hulajnodze, wózku i quadzie - sezon drylandowy (czyli bezśnieżny - przypis red.) w tym roku był specyficzny - mocno rozciągnięty w czasie z jednej strony, a z drugiej bardzo intensywny i obfitujący w ważne starty.
Waldemar Stawowczyk dwukrotnie reprezentował Polskę na Mistrzostwach Świata - we włoskim Falze di Piave i podpoznańskich Szamotułach. Wcześniej zaliczył w ramach Mistrzostw Polski kwalifikacje do kadry narodowej. Maszer nie zawiódł, przywożąc z imprez cztery najcenniejsze, złote medale, ale jak sam zaznacza traktuje je jako swoistego rodzaju "wprawkę" .
- Z tyłu głowy zawsze mam to, by optymalnie trenować i siebie i psiaki. Trzeba wypracować doskonałą formę fizyczną do zimy. Być przygotowanym na kilkukilometrowe dystanse i trudne warunki pogodowe, pamiętając przy tym, żeby nie przetrenować. My dopiero zaczynamy blisko trzymiesięczny cykl startów, tu potrzebna jest "chłodna głowa" - wyjaśnia Waldemar Stawowczyk.
W Werfenwengu Stawowczyk zdecydował się wystartować w dwóch klasach - swojej koronnej D2, dwa psy w zaprzęgu i D3, klasa open, w której ostatecznie nie było klasyfikacji.
- Kontynuuje założenia zeszłoroczne, czyli trenuje wszystkie biegające sześć psiaków, startuje na zawodach w dwóch, czasem w trzech klasach, ale szczególnie skupiam się na jednej z nich. Nie będę ukrywał, że najważniejszy zaprzęg w tej chwili, to moje "czarne diabły" Shantu i Ulvar i kategoria D2 - mówi nam maszer.
Powód tak przyjętej strategii jest jeden - Mistrzostwa Świata w szwedzkim Sveg. Z początkiem marca na tę imprezę zjedzie czołówka maszerów, stawka i bój o medale będzie na wyjątkowo wysokim poziomie.
- Koncentracja i konsekwencja - to dwa określenia, które towarzyszą mi od początku przygotowań tegorocznego sezonu. Nie ukrywajmy, jestem już co raz starszy, podobnie jak moi najlepsi czworonożni biegacze, nie możemy "spalać się" na każdym starcie, na każdych zawodach. Stąd decyzja by precyzyjnie dobiegać i zachować zwyżkową formę na marzec. To wyzwanie, bo zwyczajowo w połowie lutego odbywały się imprezy w randze mistrzostw świata czy Europy, w tym roku przyjdzie jeszcze czekać - objaśnia taktykę Waldemar Stawowczyk
Start w miniony weekend pokazał, że na ten moment ani formy ani zapału w Waldemar Stawowczyk Team nie brakuje nikomu. W D2 już po pierwszym etapie wyścigów wiadomym było kto jest liderem. Z racji braku zawodników w klasie D3, drugi bieg maszer potraktował czysto treningowo.
- 7-kilometrowy dystans Shantu z Ulvarem przebiegły w 21 minut i 45 sekund... Psy biegły jak w amoku "wykręcając" średnią prędkość huskich! Druga dwójka - weteran Viggo i młodziutka Dagnir niewiele gorzej się spisały, 24 minuty i 18 sekund to wyśmienity czas. Idealna szybka, twarda, ale i śliska, "techniczna" trasa sprawiły nam wiele przyjemności - było widać, że psy już mają dość biegania po błocie - ich mobilizacja jest bardzo obiecująca, ale moja głowa w tym - tak jak mówiłem wcześniej - by tego za szybko nie zaprzepaścić.
Choć drugiego dnia wyścigu w Werfenwengu czasy były nieco gorsze, to zdobytej przewagi Stawowczyk nie oddał już nikomu. Teraz maszer przygotowuje się do trzydniowego biegu w austriackim Sankt Urlich, potem w planach jest między innymi niemiecki Farauenwald i Oberhof, po drodze zawody w Czechach lub Słowacji.
- Zwyczajowo, jeżdżę za śniegiem. Wszystko zależy od czego na co nie mamy wpływu - od pogody, wbrew pozorem nie tylko nam w Polsce brakuje śniegu. Czas pokaże gdzie nas poniesie - kończy Waldemar Stawowczyk
Napisz komentarz
Komentarze